Cybersądownictwo? Tak, poproszę.

Jaki jest największy problem polskiego postępowania sądowego, który przejawia się w blisko 100% spraw? Z pewnością wielu (większość?) praktyków bez wahania wskaże przewlekłość procesu. Czas oczekiwania na efekt końcowy sprawy (a ostatnio nawet choćby na rozpoczęcie, tj. pierwsze posiedzenie, czy w ogóle pierwszą czynność w sprawie) zaczyna ocierać się o granice absurdu. Wyrok, nawet korzystny, ale wydany po kilku latach dla wielu z naszych Klientów traci po prostu na znaczeniu. Zamiast sprawnego dochodzenia roszczeń mamy coś w rodzaju długoterminowej i niepewnej inwestycji w potencjalną minimalizację szkód wynikających z działań nielojalnego kontrahenta.

Samo prowadzenie sprawy również zaczyna przybierać formy lekko groteskowe i to w zasadzie z każdej perspektywy. Świadkowie i strony nie pamiętają wydarzeń skoro wołani są do stawiennictwa w sądzie kilka lat po fakcie. My, jako pełnomocnicy na każdy termin uczymy się sprawy na nowo, bo ostatnie posiedzenie było kilka miesięcy wcześniej, a pomiędzy przewinęło się ze sto innych tematów. Sędziowie mają zresztą zapewne ten sam problem. Na dodatek sędziowie ci często nie dotrwają do końca sprawy, co zwykle jednak ma istotny i niekoniecznie pozytywny wpływ na ostateczne rozstrzygnięcie (gwoli ścisłości nie mam zasadniczo na myśli śmiertelności, a raczej awanse/przeniesienia).

Ale jakże ma być inaczej? Obłożenie sprawami sądów borykających się z brakami kadrowymi (i nie tylko) wciąż rośnie. Wymiana korespondencji trwa miesiącami. Świadek a to nie przyjdzie, a to się zwolni, a to sędzia zachoruje, a to pełnomocnik ma kolizję. I tak miesiąc po miesiącu, a potem np. apelacja, uchył i po 6 latach od nowa.

Klienci często myślą, że żartuję, gdy zapytany ile potrwa ich proces odpowiadam, że nie wykluczone, że mój syn (obecnie lat 3) będzie kończył temat.

Już tylko z kronikarskiego obowiązku wspomnę, że nie odnotowaliśmy, aby dotychczasowe zmiany kpc w magiczny sposób zmieniły wyżej opisany stan rzeczy. Jak wspominałem w tym artykule, nadal wątpię, aby napisanie (nawet w ustawie), że coś ma być załatwiane szybko, rzeczywiście samo z siebie powodowało, że coś będzie załatwiane szybko.

Niestety takie terminy, takie procesy i konsekwentnie, taki sposób dochodzenia roszczeń wydaje się nie do pogodzenia z potrzebami współczesnego biznesu.

Dlatego zdecydowaliśmy się zaproponować naszym klientom alternatywę w postaci zapisu na elektroniczny sąd polubowny Ultima Ratio.

Mechanizm działania sądu dostępny jest tutaj. W pigułce chodzi o to, żeby w tzw. „sprawach oczywistych” nie czekać 3 lata na możliwość uruchomienia komornika.

Ile razy bowiem było tak, że jest umowa, jest faktura, wszystko jasne, brak płatności, wszystkie przesłanki do wydania nakazu zapłaty nawet w postępowaniu nakazowym, a mimo to sąd nie wyda nakazu zapłaty w postępowaniu nakazowym, bo „cośtam”, albo wyda nakaz zapłaty w postępowaniu upominawczym. Rezolutny dłużnik kasuje taki nakaz sprzeciwem na jedną stronę wliczając główkę. Potem postępowanie zwykłe, pierwszy termin za 11 miesięcy. Sąd dopuszcza wszystkie wnioski dowodowe strony pozwanej z ostrożności „żeby nie było zarzutów apelacyjnych”, w tym wniosek o przesłuchanie 20 świadków, z czego 3 za granicą i… proces o niezapłaconą fakturę trwa 5 lat, a potem okazuje się, że w międzyczasie podmiot pozwany upadł lub faktycznie się „ulotnił”.

Elektroniczny sąd polubowny pozwala na przeprowadzenie postępowania dowodowego w sposób szybki i skoncentrowany. Dokumenty przesyłamy elektronicznie, świadków słuchamy również via telekonferencja lub poprzestajemy na pisemnym oświadczeniu itp. Rozprawy również na odległość w rozsądnych terminach. W teorii kilka tygodni i wyrok nadający się do egzekucji mamy w ręku. Po więcej szczegółów ponownie odsyłam do strony sądu.

Jeżeli nawet wyrok nie miałby zapaść w ciągu reklamowanych 3 tygodni, to w sposób oczywisty sposobów na przedłużenie postępowania przez nielojalnego dłużnika jest w tym rozwiązaniu istotnie mniej niż w zwykłym sądzie powszechnym. Jest zatem realna szansa, że prostą sprawę skończymy rzeczywiście w rozsądnym terminie, podczas gdy w sądzie powszechnym mamy obecnie niemal gwarancję, że termin ten rozsądnym nie będzie.

Jeżeli zatem wiemy, że w danym stosunku zobowiązaniowym to raczej my w razie czego będziemy pozywać i dochodzić należności, rozważenie sprawniejszej opcji niż sąd powszechny jest w naszej ocenie obecnie ze wszech miar zasadne.

Innymi słowy, dlaczego cybersąd? Bo nie chcę prowadzić procesu, żeby prowadzić proces, tylko chcę żeby mój Klient odzyskał pieniądze tu i teraz.

Artykuł niesponsorowany.

Podziel się z innymi:
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email